Z cała pewnością wszyscy wiecie co znaczy pracować będąc chorym na nerwicę. Ja wiem doskonale, dlatego nie pracuję. Ostatnią pracę rzuciłem dlatego, że w pewnym momencie stwierdziłem iż już dłużej nie mogę się tu męczyć bo to może doprowadzić do kolejnego ataku, który będzie wywołany stresem w pracy. Chociaż najpierw zacząłem nieświadomie reagować na to co mnie denerwowało bądź irytowało. Polegało to na tym, że moja wydajność zaczęła spadać, zacząłem się kłócić ze wszystkimi. To wyglądało tak jakby mój
umysł bez kontaktu ze mną postanowił rzucić pracę. Ale pewnego dnia dotarło do mnie, że sytuacja jest analogiczna do wydarzenia sprzed dwóch lat, które wywołało ten jakże nieprzyjemny atak. Nie wiem jak jest u Was z tymi atakami ale ja miałem przez całą swoją chorobę ich cztery może pięć. I gdyby to było wszystko to myślę, że nie byłoby tak źle. Ale atak to niestety dopiero początek. Potem pojawia się lęk przed atakiem, który paraliżuje wszystkie moje działania. Zamyka mnie w domu i nie pozwala o sobie zapomnieć. Jest ze mną w każdej chwili, w każdej sytuacji. Wszystko na czym jestem skupiony to kolejny atak, który może nastąpić w każdej chwili. No bo jaka to przyjemność mieć wrażenie, ba! czuć w każdym fragmencie swojego ciała, że to nie atak, to umieranie. Raczej wątpliwa przyjemność dlatego po takim ataku zazwyczaj bardzo długo dochodzę do względnie dobrej formy. Mówiąc forma mam na myśli stan umysłu, który pozwala mi wychodzić z domu dokądkolwiek zechcę nie biorąc leków i nie myśląc tylko o jednym.
I tak dochodzę do sedna sprawy, mianowicie do pracy a raczej do jej braku. Zapewne wielu z Was ma podobny problem. Niby robię wszystko żeby tą pracę znaleźć, tak przynajmniej tłumacze bliskim a tak naprawdę nie mam na to najmniejszej ochoty. I wcale  nie dlatego, że nie chcę albo nie potrafię ale dlatego, że tam znowu trafię na gamoni, przez których będę musiał się denerwować. I dlatego postanowiłem, że założę własną firmę i uczynię się niezależnym.