Wczoraj znów byłem w  Ustce w szpitalu zobaczyć Filipka i Iwonkę. Przed wyjazdem brałem afobam bo zawsze jak mam wyjść lub jechać gdzieś dalej to czuję wewnętrzny niepokój. Na dodatek pogoda jakaś nie za ciekawa była. Czułem się w miarę dobrze. Bolała mnie tylko trochę głowa ale to pewnie właśnie przez pogodę. O 13 wyszedłem na obiad. Wracając poczułem, że zaczyna mnie opanowywać przeczucie, że coś się zbliża, jakby coś we mnie wchodziło Poczułem narastający lęk więc zacząłem szybciej iść. Doszedłem do szpitala, który w tym dniu był moim bezpiecznym miejscem i od razu poczułem się lepiej. Na szczęście obyło się bez afobamu.
    W szpitalu siedziałem do 15. Potem spokojnie bez żadnych komplikacji pojechałem do Słupska. Umówiłem się z mamą, że pójdę pomóc jej wybrać telewizor. Jeździliśmy od sklepu do sklepu i około 17 pojawiło się silne uczucie niepokoju, którego nawet nie potrafiłem sprecyzować. Zaczął mnie ogarniać lęk, w głowie pojawiały się wyobrażenia tego co się że mną dzieje i ogarniał mnie coraz większy lęk. Był już na tyle nieprzyjemny, że musiałem wziąć afobam. Po kilku minutach lęk zaczął słabnąć i z powrotem mogłem się cieszyć "normalnością".
    Ogólnie rzecz biorąc środę zaliczam jako udany dzień. Pomimo tego, że musiałem się wspomóc lekami to byłem bardzo aktywny jak na mnie i moje możliwości.