Nauczyłem się żyć z lękiem, nie miałem już napadów paniki, nie musiałem brać żadnych leków, mogłem normalnie pracować. Nawet mogłem pić alkohol, choć przez te niemal pięć lat bałem się. Zaczynałem powoli odżywać. Robiłem coraz więcej rzeczy, na które wcześniej nie miałem odwagi. Z narzeczoną, wtedy jeszcze dziewczyna, popłynęliśmy do Szwecji na dwa miesiące i nic mi nie było. Przeżyłem, nie miałem ataku. Jakiś czas później, byłem nawet w stanie samemu pojechać do Szczecina, choć wcześniej sama myśl o tym mnie paraliżowała. Wszystkie te próby dodawały mi sił, odwagi i wiary w to, że będzie tylko coraz lepiej.
Pod koniec lutego, kiedy pomału zbliżała się wiosna postanowiłem, że zacznę biegać. Na początku szło mi bardzo opornie, w końcu moja nerwica lękowa wyssała ze mnie mnóstwo energii. Ale jakoś dawałem sobie radę. Szło mi coraz lepiej, biegałem coraz dłużej i coraz dalej. Czułem, że wracają mi siły, byłem coraz szczęśliwszy.
Szczęście nie trwało jednak zbyt długo. Pod koniec marca pobiegłem tam gdzie zawsze, jednak biegłem dłużej i się bardziej zmęczyłem. Położyłem się żeby odpocząć i móc wrócić do domu. Kiedy usiadłem i chciałem już wstawać poczułem coś strasznego. Coś czego już nigdy nie chciałem poczuć. Był to znajomy atak sprzed pięciu lat. Narastał we mnie w zatrważającym tempie. Lęk wypełnił mnie całego. Pojawiły się straszne myśli. Umieram, jestem sam w lesie, nikt mi nie pomoże, pogotowie nie zdąży przyjechać. Pomyślałem, że do kogoś zadzwonię ale nie byłem w stanie więc nikt też nie przyjdzie. Nagle przyszła obronna myśl żeby jakoś uciec przed lękiem więc zacząłem biec. Szybciej i szybciej. Zaszło mi strasznie w ustach i pojawiły się kolejne myśli. Nie mam wody, bez niej umrę. Nagle zobaczyłem rów i rzuciłem się do niego. Na szczęście była tam woda więc zwilżyłem usta i zrobiło mi się odrobinę lepiej. Przypomniałem sobie, że przecież mam tabletki, zaraz sobie jedną albo dwie wezmę. Kiedy je wyciągnąłem z kieszeni uświadomiłem sobie, że noszę je przy sobie już tak długo, że pewnie są już przeterminowane i zamiast pomóc mogą mi zaszkodzić. Siedziałem w tym rowie jakieś pół godziny, poczułem się dużo lepiej i jakoś podreptałem do domu.
Nazajutrz pojechałem do pracy ale szybko musiałem zwolnić się do domu bo nie mogłem opanować myśli, że to się zaraz powtórz. W domu jako, że jest to moje bezpieczne miejsce poczułem się lepiej. W międzyczasie kupiłem nowe tabletki i na następny dzień podjąłem kolejną próbę pójścia do pracy. Próba się udała, do pracy poszedłem ale już po godzinie zaczął się atak. Byłem akurat przy swoim stanowisku pracy, z którego uciekłem jak rażony gromem, schowałem się w ubikacji i wziąłem tabletkę (Afobam) z nadzieją, że mi pomoże. Tak dawno nie brałem leków, że spowodowało to nasilenie lęku, co pewnie tylko sobie wmówiłem. I znów musiałem wrócić do domu. Poszedłem na zwolnienie i już do pracy nie wróciłem bo akurat kończyła mi się umowa i mi jej nie przedłużyli.
Po tych zajściach jak najszybciej udałem się do psychiatry, ten przepisał mi leki i wysłał na terapię do psychologa. Już prawie trzy miesiące jestem pod opieką specjalistów. Jak mi idzie? O tym wszystkim w kolejnych odsłonach bloga na bieżąco każdy dzień i każdy krok w mojej walce z Nerwicą Lękową.
Pod koniec lutego, kiedy pomału zbliżała się wiosna postanowiłem, że zacznę biegać. Na początku szło mi bardzo opornie, w końcu moja nerwica lękowa wyssała ze mnie mnóstwo energii. Ale jakoś dawałem sobie radę. Szło mi coraz lepiej, biegałem coraz dłużej i coraz dalej. Czułem, że wracają mi siły, byłem coraz szczęśliwszy.
Szczęście nie trwało jednak zbyt długo. Pod koniec marca pobiegłem tam gdzie zawsze, jednak biegłem dłużej i się bardziej zmęczyłem. Położyłem się żeby odpocząć i móc wrócić do domu. Kiedy usiadłem i chciałem już wstawać poczułem coś strasznego. Coś czego już nigdy nie chciałem poczuć. Był to znajomy atak sprzed pięciu lat. Narastał we mnie w zatrważającym tempie. Lęk wypełnił mnie całego. Pojawiły się straszne myśli. Umieram, jestem sam w lesie, nikt mi nie pomoże, pogotowie nie zdąży przyjechać. Pomyślałem, że do kogoś zadzwonię ale nie byłem w stanie więc nikt też nie przyjdzie. Nagle przyszła obronna myśl żeby jakoś uciec przed lękiem więc zacząłem biec. Szybciej i szybciej. Zaszło mi strasznie w ustach i pojawiły się kolejne myśli. Nie mam wody, bez niej umrę. Nagle zobaczyłem rów i rzuciłem się do niego. Na szczęście była tam woda więc zwilżyłem usta i zrobiło mi się odrobinę lepiej. Przypomniałem sobie, że przecież mam tabletki, zaraz sobie jedną albo dwie wezmę. Kiedy je wyciągnąłem z kieszeni uświadomiłem sobie, że noszę je przy sobie już tak długo, że pewnie są już przeterminowane i zamiast pomóc mogą mi zaszkodzić. Siedziałem w tym rowie jakieś pół godziny, poczułem się dużo lepiej i jakoś podreptałem do domu.
Nazajutrz pojechałem do pracy ale szybko musiałem zwolnić się do domu bo nie mogłem opanować myśli, że to się zaraz powtórz. W domu jako, że jest to moje bezpieczne miejsce poczułem się lepiej. W międzyczasie kupiłem nowe tabletki i na następny dzień podjąłem kolejną próbę pójścia do pracy. Próba się udała, do pracy poszedłem ale już po godzinie zaczął się atak. Byłem akurat przy swoim stanowisku pracy, z którego uciekłem jak rażony gromem, schowałem się w ubikacji i wziąłem tabletkę (Afobam) z nadzieją, że mi pomoże. Tak dawno nie brałem leków, że spowodowało to nasilenie lęku, co pewnie tylko sobie wmówiłem. I znów musiałem wrócić do domu. Poszedłem na zwolnienie i już do pracy nie wróciłem bo akurat kończyła mi się umowa i mi jej nie przedłużyli.
Po tych zajściach jak najszybciej udałem się do psychiatry, ten przepisał mi leki i wysłał na terapię do psychologa. Już prawie trzy miesiące jestem pod opieką specjalistów. Jak mi idzie? O tym wszystkim w kolejnych odsłonach bloga na bieżąco każdy dzień i każdy krok w mojej walce z Nerwicą Lękową.
Jak czytam twoją opowieść to tak jak bym siebie widziała!!!!To jest po prostu coś okropnego i siedzi to w naszych głowach!Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńTak, racja to jest straszne. Ja mam na razie spokój, tylko nie wiem na jak długo:/
OdpowiedzUsuńDaria
myslalam ze tylko ja tak mam okropie sie mecze ale tez walcze
OdpowiedzUsuńAkurat mi lęk się pojawił po teście Coopera. Puls 200, brak napoju, ledwo doszedłem do domu i zacząłem skanować swoje zmęczone ciało. Pół dnia chodziłem jak nagrzany. Mam nauczkę, teraz nie biegam na 100%.
OdpowiedzUsuń