Wczorajszy dzień mogę zaliczyć  do udanych tylko do południa kiedy to wyszedłem na miasto żeby załatwić sprawy w ZUS-ie i kupić coś w aptece. Potem miałem jechać do szpitala do moich skarbów. Jednak nic z tego nie wyszło. Po kilku naprawdę dobrych dniach w końcu przyszedł ten gorszy. Idąc uż na przystanek do Ustki strasznie zaczęło mnie ściskać w głowie i zdecydowałem, że pojadę do domu. Wsiadłem do pierwszego lepszego autobusu, wysiadłem dwa przystanki dalej skąd do domu miałem kilkaset metrów. Z każdym krokiem czułem się coraz gorzej. Głowa bolała mnie coraz bardziej i coraz bardziej mi ja ściskało w środku. Z bólem rósł lęk, w pewnym momencie poczułem, że dopada mnie atak. Ale świadomość, że do domu mam już tylko kawałek nie pozwoliła lekowi opanować mnie w stu procentach. Próbowałem w  międzyczasie myśleć o czymś innym ale choroba skutecznie mi to uniemożliwiała. Zaschło mi w ustach, musiałem szybko napić się wody. Pomyślałem, że jak zaraz mi się nie poprawi to ponowne żeby szybciej dotrzeć do domu. Nie zrobiłem tego bo pomyślałem, że muszę walczyć. W końcu doszedłem i jak tylko przekroczyłem próg mieszkania z automatu mi przeszło. Byłem w bezpiecznym miejscu.
    Dwie godziny później znów musiałem wyjść na miasto. Bałem się tego co będzie. Wziąłem lęk i poszedłem spotkać się z mama w sklepie kilkaset metrów od domu. Po drodze wciąż biłem się z myślami, oby tylko nic mi się nie stało. Myśli się kłębiły w głowie a ja się nakręcałem ale twardo szedłem przed siebie. Na miejscu też nie było zbyt ciekawie. Musiałem czekać jakieś 10 minut na mamę aż wyjdzie ze sklepu i przez ten czas miotałem się przed sklepem i koncentrowałem na złych myślach. Po spotkaniu poszedłem na autobus żeby jechać do centrum handlowego na zakupy. W drodze zaczęło mi się polepszać i już nie byłem taki roztrzęsiony i ustępował lęk.  Jak już byłem na miejscu w sklepie czułem się już normalnie. Ale zauważyłem, że pogoda lekko się poprawiła. Wydaje mi się, że całe to moje złe samopoczucie było spowodowane pogoda a konkretnie ciśnieniem. Do wieczora czułem się bardzo dobrze. Mogłem pochodzić spokojnie po sklepach i cieszyć się normalnością. Poza tym wiem, że to moje dobre samopoczucie nie było zasługą afobamu, tu mi tylko pomogło przetrwać złe chwilę tego dnia. A tak naprawdę to ja to wywalczyłem bo gdybym nosa nie wychylił z domu to bym się czuł normalnie ale nie miałbym satysfakcji ze zwycięstwa w małej bitwie. A te małe bitwy doprowadzą do tego, że wygram tą wojnę.